2016-02-01

Jak przetrwać zimę?

Dzisiejszy wpis powstał dla Klubu Polki na Obczyźnie - cóż, nie jestem jedyną Polką na obczyźnie, dla której zima w tym drugim kraju jest doświadczeniem bolesnym. Wpisy na ten temat pojawiać się będą co dwa dni, więc jeśli planujecie przeprowadzkę do innego kraju, a nie wiecie, czego się spodziewać po zimie - czytajcie uważnie. Może unikniecie życiowego błędu?...
Ja nie nazwę przeprowadzki do Kunmingu życiowym błędem bodaj tylko dlatego, że zima tutaj jest dość krótka. Na dobrą sprawę tak naprawdę zimnych jest parę dni w grudniu i parę dni w styczniu. W dodatku zazwyczaj dni te oddzielone są od siebie paroma tygodniami górskiego słońca.  Jednak dokładny opis kunmińskiej zimy powinien spowodować, że zastanowicie się dwa razy, zanim postanowicie tu przyjechać na zimę.
Kunming to miasto stołeczne Yunnanu, prowincji Chin, która jest wysunięta najdalej na południowy zachód. Yunnan graniczy m.in. z Wietnamem, Laosem i Birmą, więc powinno tu być względnie ciepło, nieprawdaż? Na cześć naszego cudnego klimatu całe Chiny zowią Kunming Miastem Wiecznej Wiosny.
Kunming to miasto położone na wysokości ok. 1900 m.n.p.m. Klimat jest tu więc mniej więcej taki, jak na Giewoncie. Czyli: jak jest słońce, to jest ciepło, jak zaduje, to głowę urywa, jak leje to jest zimno jak w psiarni. W dodatku nagłe zmiany pogody są wpisane w naszą codzienność.
Kunming to miasto w tzw. Chinach Południowych. To znaczy, że nie ma tu ogrzewania. Ani w domach, ani w szkołach, ani w urzędach. Niektóre szpitale się zbuntowały i zrobiły sobie ogrzewanie, ale zdarzało mi się też leczyć w takich, w których w łóżku leżało się w zimowej kurtce pod kołderką. W dodatku domy są pozbawione podstawowej izolacji, a okna i drzwi są nieszczelne. Nie tylko w starych, zniszczonych domach! Nowe osiedla też są budowane bez odpowiedniej izolacji. Żeby było śmieszniej, ogromna część rur z wodą biegnie po elewacji. Tak, dobrze przeczytaliście. Rury z wodą są na zewnątrz.W tym roku po raz pierwszy od niepamiętnych czasów temperatura spadła poniżej zera - było około -8 stopni. Tak, zgadliście. Woda w rurach pozamarzała i przez dwa ni trzeba było donosić wodę z zewnątrz, a kąpać to się można było w SPA. Rury oczywiście popękały. Był płacz i zgrzytanie zębów... Ale budynki będą tak nadal budowane, bo do zakutych łbów władz i deweloperów nie dociera, że klimat będzie się wyostrzał z roku na rok...
Jak to jest z tą Wieczną Wiosną? Cóż. Jest obecna. Pamiętajmy jednak, że nie chodzi tu o wiosnę majową z opalaniem się całymi dniami, a o wiosnę marcowo-kwietniową. Z przeciętną temperaturą, przeplataną dniami upalnymi i dniami zimnymi. Jak to było? Kwiecień-plecień poprzeplatał, trochę zimy, trochę lata. Z tą zimą to wcale nie przesada. Każdego roku zdarza się przynajmniej parę dni, gdy temperatura spada do zera i poniżej, a nawet pada śnieg
To teraz wyobraźcie sobie, że macie przetrwać zimę, taką prawdziwą, ze śniegiem, w nieszczelnym budynku bez ogrzewania.
Uczcijmy tę wizję minutą ciszy.


Kostniejącymi palcami, przy akompaniamencie szczękających zębów, zakutana w kocyk - napiszę Wam JAK to przeżyć.
1) Wprawdzie nie ma ogrzewania na stałe, ale na początku grudnia we wszystkich sklepach elektrycznych pojawiają się olejaki, "słoneczka" i inne grzejniczki. Można kupić. My grzejnika nie mamy z jednego zasadniczego powodu: najłatwiej się zaziębić, jak często zmienia się temperatura. Wolę mieć tak samo zimno w całym domu, niż na przykład mieć komfortową temperaturę koło fotela, a umierać z zimna jak wstanę po herbatę. Zawsze się łatwo zaziębiałam; odkąd jednak zrezygnowałam z prawie całego ogrzewania, jest dobrze. To znaczy: jest mi zimnawo i muszę się wielowarstwowo ubierać, ale przynajmniej nie choruję. Z brakiem ogrzewania jest też związana rzecz następna. Bardzo często zimowe słońce jest wystarczająco ciepłe, by na zewnątrz można się było rozebrać do sweterka, a nawet podkoszulka. Natychmiast po powrocie do domu trzeba się ubrać. W bardzo, bardzo wiele warstw. No chyba, że ma się stały dostęp do słońca w domu...
2) No właśnie, wspomniałam, że zrezygnowałam z PRAWIE całego ogrzewania. Za absolutną konieczność uznałam grzewczą lampę łazienkową. Włączam ją, zanim zacznę się rozbierać do mycia, ogrzewa mnie przyjemnie w trakcie kąpieli, a także podczas suszenia włosów. Wychodząc - wyłączam. Pamiętając, by przed wyłączeniem odziać się adekwatnie do temperatury panującej w mieszkaniu.
3) Kolejną formą akceptowalnego ogrzewania jest elektryczne prześcieradło. Kładzie się je pod tym zwykłym prześcieradłem. Działa jak elektryczna poduszka - ale jest prześcieradłem, więc ma dużo większą powierzchnię grzewczą. Przed pójściem do łazienki włączam to prześcieradło; wyłączam je, zanim się położę do łóżka. Pół godzinki wystarczy, by powrót spod prysznica kończył się wskoczeniem pod ciepłą kołderkę a nie do zlodowaciałego łóżka...

4) Ostatnim sposobem ogrzewania zewnętrznego jest stary, dobry termofor. Mam, korzystam, uwielbiam.
5) Teraz czas na ogrzewanie wewnętrzne. Z nadejściem zimy żegnam się z kanapkami. Choć uwielbiam piec chleb i kocham kanapki wielką miłością, podczas kunmińskiej zimy stanowczo odrzucam spożywanie zimnego jedzenia. Ranek (po bardzo bolesnym wygrzebaniu się z ciepłej pościeli) spędzam w kolejnych śniadaniarniach: parzące w palce bułeczki na parze, parujący rosół z duuużą wkładką, pieczone placuszki ryżowe, cieplusieńkie mleko sojowe z ulicznego straganu... Dopiero po takim śniadaniu kunmińczyk ma odwagę wkroczyć w zimowy dzień.

6) Druga część ogrzewania wewnętrznego to oczywiście napoje. Do podstawowego zimowego wyposażenia kunmińczyka należy wielgachny, dwulitrowy termos. W zimie rezygnują z litrowej butelki czy półlitrowego kubeczka na rzecz herbatek w małym naczyniu, wciąż uzupełnianym wrzątkiem.

7) W lecie lubię pranie, a nie lubię zmywania, zimą odwrotnie. Zmywanie jest zaczepiste, bo można moczyć lodowate ręce w ciepłej wodzie. Hurra! Z praniem gorzej. Chińskie pralki w większości nie mają funkcji ogrzewania wody. Skutek: proszek trzeba najpierw rozpuścić w ciepłej wodzie i dolać do prania, inaczej ubrania wyjdą z pralki tak samo brudne, jak do niej weszły, a jeszcze będą lodowate i nierówno upstrzone proszkiem...
8) Wzmianka o zmywaniu przypomniała mi rzecz inną: w większości kunmińskich mieszkań jedyną formą ogrzewania wody do mycia jest ogrzewanie słoneczne. Tzn. na dachu jest panel albo bezpośrednio wielka beczka wody.


W słoneczne dni to ogrzewanie jest absolutnie wystarczające. Kiedy jednak pada śnieg, gratuluję sobie własnej przezorności: zagroziłam ZB, że nie wprowadzę się do naszego mieszkania, dopóki nie zainstaluje bojlera. Starzy kunmińczycy myją się tylko w słoneczne dni, ale ja mam tym większą ochotę na gorący prysznic, im zimniej jest na dworze...

No dobrze. Czyli mamy bojler, prześcieradło elektryczne, grubaśną piżamę, termos z wrzątkiem i przekonaliśmy się do śniadań na ciepło. Przetrwamy zimę. Co jednak zrobić, żeby nie tylko ją przetrwać, ale i polubić?

1) Cieszymy się słońcem. Większość zimowych dni w Kunmingu to temperatury rzędu 15-20 stopni, słońce, kwitnące kwiaty itd. Kiedy tylko się da, trzeba wyjść na spacer. I nie wracać pod żadnym pozorem do zimnego mieszkania aż do zachodu słońca...
2) Jemy tradycyjny kunmiński gorący kociołek. To znaczy nie sam kociołek, tylko zawartość. Która nie stygnie, bo kociołek składa się nie tylko z zawartości jadalnej, ale i z minipiecyka.


3) Idziemy robić zdjęcia mewom syberyjskim, które przylatują zimą do Kunmingu na wczasy. Bo tutaj tak ciepło. Staramy się przekonać samych siebie, że też lubimy taką pogodę.

4) Każdy spadek nastroju witamy nową porcją truskawek. Truskawki są tu bowiem zimowym owocem sezonowym. Muszę powiedzieć, że gdy wrzucam w grudniu na fejsa zdjęcia truskawek w najrozmaitszych odsłonach, robi mi się cieplej na duszy. Chociaż znajomi chętnie by mnie zamordowali...
5) W pogodne dni łazimy po parkach, ciesząc się jak dzieci, że w grudniu/styczniu/lutym kwitną azalie/kamelie

6) Dni zimne i mroźne zakreślamy na niebiesko, a ciepłe i słoneczne - na czerwono. Porównujemy ilość jednych i drugich. Stwierdzamy, że jednak kochamy Kunming nade wszystko na świecie :D

I jak? Przetrwalibyście kunmińską zimę?

PS. Kolejny post klubowy znajdziecie jutro tutaj.

28 komentarzy:

  1. Nie potrafię powiedzieć niż więcej niż PODZIWIAM! Naprawdę... bardzo! Wielu słonecznych każdej zimy Wam życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Same ciekawostki, a to samo życie, mroźne życie :) Jestem z tych ciepłolubnych, zimno mnie paraliżuje i demotywuje, więc tym bardziej wyrazy szacunku, bo dla mnie taka wersja zimy byłaby trudna do zniesienia. Bardzo ciekawy wpis!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, też jestem ciepłolubna i taka zima jest dla mnie męczarnią. Ale - jak mus to mus, chwilowo nie mam innej opcji ;)

      Usuń
  3. Jak bardzo rozumiem ten tekst... Ja niby mieszkam we Francji, niby zimy tutaj praktycznie nie ma, ale jak temperatura spadła do -5 to nawet zatęskniłam za polską zimą, gdzie -10 jest bardziej znośne niż to francuskie -5 i gdzie budynki są ocieplane. Ja też mieszkam w nieocieplanym domku, na poddaszu, gdzie dwa smętne kaloryfery nie dają rady ogrzać mojej kawalerki. Solidaryzuję się więc z Tobą. :)
    Swoją drogą to bardzo mnie zaskoczyło to, że w chińskich domach nie ma ogrzewania. Mój były chłopak mieszka w miasteczku niedaleko Yantai i też dziwiłam się, że tam marznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie we wszystkich nie ma - na północy, gdzie temperatury ujemne w zimie są normalne, ogrzewanie jest wszędzie :) Ale Chiny południowe to zupełnie inna para kaloszy...

      Usuń
  4. Niestety i ja znam to dobrze ( a bardzo lubię zimę) a mieszkam na północy Francji gdzie zima jest jak na lekarstwo a raczej jej wcale nie ma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie z dużym zaskoczeniem czytam, że we Francji czy we Włoszech też się tak zdarza. To bardzo narusza w mojej głowie wizję tych "cywilizowanych państw" ;)

      Usuń
  5. To samo jest na Sycylii zima. Niestety bez ciepłych bułeczek, paluszkow i kociołków na śniadanie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to trzeba zaadaptować yunnańskie pomysły kulinarne! Widzę możliwość stworzenia fajnego biznesu :D

      Usuń
    2. Pomysł niezły, tylko, ze jak do tego przekonać upartych i ślepo przywiązanych do tradycji Sycylijczyków? Ich szokuje sam pomysł zjedzenia kanapki z szynka na śniadanie, a co dopiero kociołek, czy rosół z wkładką ;-)

      Usuń
    3. taaaak, tradycja czasem potrafi zabić bardzo fajne pomysły na rozwiązanie wielu problemów...

      Usuń
  6. Ja już byłam przerażona przy okazji poprzedniego wpisu o zimie, tym razem wszystkie szczegóły mnie przeraziły jeszcze bardziej. Pewnie o tym nie myślisz, ale ja oceniam pod kontem dziecka. Moje strasznie się wydziera, kiedy je ubieram w kurtkę, bo ma skrępowane ruchy. Jak tu przetrwać w kurtce cały dzień a jak przebrać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, tutejsze dzieci dość szybko przyzwyczajają się do tego, że jeśli w ogóle chcą czuć własne kończyny, to muszą one być odpowiednio odziane. Tak samo szybko orientują się, że nie mają nic do powiedzenia w zakresie tego, że dorośli je noszą w chustach i że muszą jeść kleik ryżowy. A już najszybciej uczą się tego, że krzykiem niczego nie wymuszą, bo tutaj po prostu nikt na krzyczące dziecko nie zwraca szczególnej uwagi...

      Usuń
    2. W chustach to akurat lubią, chociaż nie sprawdzałam. Byłam niestety zmuszona do nosidła, bo moje nie chciały leżeć w wózku. Strasznie się dały a w Polsce to raczej wszyscy zwrócą uwagę na tak drące się dziecko. Ja jestem bardzo ciekawa o co chodzi z tym rozcięciem w spodniach u dzieci i chodzeniem bez pieluch. Takie trochę starsze to jeszcze mogę pojać, ale takie mał całkiem u mamy na rekach i dajmy na to w komunikacji miejskiej? A jak zaczyna załatwiać potrzebę to co się wtedy robi?

      Usuń
    3. W teorii dziecko puszcza się dziecko z rozciętymi spodniami i bez pieluch tylko w bardzo określonych warunkach. W praktyce - to zależy od kultury osobistej opiekuna owego dziecka. Widziałam dzieci sikające na podłogę w autobusie, niestety.

      Usuń
  7. Za truskawki w zimie zastrzele. Ale poza tym... wole chyba swoja zimowa zime w Szwecji ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, truskawki pozwalają przeżyć. Oczywiście jak się człowiek nie da zastrzelić ;)

      Usuń
    2. Zastrzeeeeliiiic???

      Usuń
    3. Aaaaaaaaaaaaaaaa... no nieeeee troche Cie juz polubilam, wiec zastrzelenie bedzie tylko symboliczne ;)

      Usuń
  8. Oj, nie zazdroszczę takiej zimy! U nas może i było -10, ale włączyłam sobie kaloryfer i było mi super.

    OdpowiedzUsuń
  9. A moze warto zaadaptować taki wynalazek jak japońskie kotatsu? I juz sie nie marznie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie, że warto! Jak się ma na takie cuda miejsce :)

      Usuń
  10. Anonimowy25/1/20 17:26

    U nas to wszytsko idzie w druga strone. Mieszkam w niemczech na randzie Zagłębia Ruhry.
    10 lat temu i wczesniej bylo tyle śniegu ze autobusy nie mogly sie przekopac. Od kilku lat nie ma sbiegu juz prawie w ogole. W tym roku jeszcze ani razu. Temperatury na plusie. Mamy styczeń i za tydz 15 stopni. W grudniu dochodziło momentami do 17.

    Czekam az mi tu zaczna truskawki rosnac. Bazie na drzewach i kwiaty na trawie juz sa ��‍♀️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas zrobiło się bardzo ciepło w maju-czerwcu, ale za to zimy są niefajne.

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.